niedziela, 4 października 2009

Sezon na ubieranie?

W potocznym giełdowym języku „ubieranie” oznacza, że więksi inwestorzy bez konieczności wyrzucania akcji „jak leci” korzystając z okazji umiejętnie upychają swoje akcje tzw. ulicy, czyli ludziom, którzy albo już zapomnieli co stało się z ich oszczędnościami od 2007 r., albo wchodzą nowi zachęceni reklamami np. funduszy inwestycyjnych. Zgodnie z prezentowanymi artykułami choćby pod wskazanym linkiem krajowe TFI zaczęły promocje w postaci zwalniania/zmniejszania opłat manipulacyjnych, co jest tłumaczone jako promocja i element walki o nowego klienta. Sęk w tym, że tu chodzi raczej o pozyskanie klienta masowego. Wątpię, że duże instytucje, czy bogaci inwestorzy potrzebują zachęty w mediach na wyjęcie pieniędzy z własnych skarpet i wsadzanie ich w rynek akcji/funduszy akcyjnych.
Jeżeli bogaci posiadali już wcześniej akcje lub jednostki i skoro teraz szuka się klienta masowego, to czym to się skończy? Ogromną zwyżką? Skoro bogaci już mają, biedniejsi będą mieć, a nawet już mają, to kogo nowego znajdą później TFI? Biedniejsi oddadzą swoje akcje bogatym przy wzrostach? I tak na zmianę, a WIG20 pofrunie na wymarzone i prawie pewne 6000 według niektórych przewidywań z 2007 r. „Ubieranie” to nie jest sprawa 1 – 2 dni, Kowalski musi uwierzyć, że tym razem nie da się nabrać.
Pamiętam sposób w jaki TFI szukały masowego klienta w 2007r., wiele funduszy wymagało wcześniej wysokiej pierwszej wpłaty obniżały co jakiś czas wymagania i w tym samym roku fundusze, które wymagały choćby tylko 10tys złotych, zmniejszały wymóg wstępny na 5000zł a potem 1000zł. Promocja? A jakże. Dla szarego Kowalskiego na pewno. Tylko jeśli Kowalski, który nigdy wcześniej nie inwestował w nic poza lokatę, teraz wyjął pieniądze ze swojej skarpety i nakupował jednostek wierząc, że doradca to doradca a nie sprzedawca i że kupowanie akcji po kilku latach wzrostów ma sens na długi termin po coś innego niż tylko czekanie kiedy odrobi się stratę. Zabawne to było czytać wypociny prezesów TFI, że po 4 – 5 latach hossy można spokojnie zakopać oszczędności życia na następne kilka lat nie wiedząc kompletnie nic o inwestowaniu, nie widząc wykresu innego niż długiej kreski idącej po skosie w górę jako przejaw tego jak dobry jest dany fundusz (a może raczej – jak BYŁ). Oczywiście to mój dopisek „po 4 – 5 latach hossy”, bo który z nich o tym mówił, a to jest zupełnie co innego kupić np. akcje spółki po 600zł a co innego po 60zł. Jeżeli TFI nie mają już komu z grubszym portfelem opychać swoich jednostek, to muszą wyjść na ulicę.
Jasne, że mamy kryzys jakich mało, jasne, że w lutym S&P500 odwiedziło poziomy z 1996 i trudno o wiele tęższym głowom nawet teraz ocenić czy mamy już hossę czy to jeszcze bessa ze wzrostową korektą jako odreagowaniem silnych przecież spadków (bo kto mówi, że bessa to przez cały okres leci wszystko na łeb na szyję z góra 2 – 3 dniami wzrostów).
Jeśli technicznie patrząc złotówka będzie kontynuować spadki (czyt.: ucieczka zagranicy), dolar się umacniać, co za tym idzie surowce będą spadać ( i wpływ tego na giełdy typowo surowcowe jak RTS, czy Bovespa), indeksy, jak choćby nasz WIG20 który wygląda od dłuższego czasu jak by był ciągnięty za uszy, byle za wcześnie i za mocno nie spaść to potwierdzi się moja teoria, że to co teraz robią TFI to tylko „ubieranie”. Nawet jeśli założę, że się mylę (czy można mieć na giełdzie 100% pewności?), to próbuję sobie wyobrazić jak np. w przyszłym roku wyglądałyby promocje naszych funduszy, może „Do każdego 1000zł my dodajemy 1000zł”??? Czas przyniesie odpowiedź.

PS: Od rekomendacji JP Morgan upłynęło już 6tygodni, a WIG20 nie był wyżej niż wtedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz